20200314_114540-1

Spotkanie z córką 14.03.2020

Tak jak już wcześniej myślałem, chciałem opisać cały związek z matką mojej córki i jak do tego wszystkiego doszło, ale opiszę to w trochę późniejszym czasie, ale zdjęcie mam już gotowe, czekam tylko na wenę i odpowiedni czas. Opiszę jak walczę o moją córeczkę, o każdą godzinę spędzoną z nią.

Za to matka córki walczy ze mną, używając dziecka jako broni przeciwko mnie. Nawet obiecując, że spotkania będą normalne i nie będzie ograniczać mi czasu z dzieckiem, a w rzeczywistości robi zupełnie odwrotnie. Chciałbym tu opisać jak wyglądają nasze spotkania, jak staramy się z córką poznawać siebie i jak walczę o to, by uczestniczyć w życiu mojego najukochańszego skarbu. Nie mam zamiaru nikogo obrażać, staram się przedstawić rzetelnie, jak to wygląda, nie pomijając nawet najmniejszego szczegółu. Będzie tu opisanych wile moich osobistych uczuć, smutków, radości no i nadziei, że będzie kiedyś lepiej, że będziemy mogli bez ograniczeń czasowych, czy sądowych, pobyć ze sobą jak prawdziwy tata i kochana córka.

„Zaangażowanie taty w życie jego córki jest kluczowym elementem w rozwoju poczucia własnej wartości młodej kobiety. Można wyróżnić kilka czynników, które pomagają wesprzeć pozytywny wizerunek i ograniczyć jakąkolwiek możliwość niskiej samooceny: zachęta werbalna, konsekwentna obecność w życiu dziecka, czujność i wrażliwość na jego uczucia, poświęcenie czasu na wysłuchanie jego myśli i aktywne zainteresowanie jego pasjami. Bezpośrednie zaangażowanie i zachęta ze strony jej ojca pomoże zmniejszyć niepewność dziewczynki i zwiększyć jej zaufanie do własnych umiejętności.”

„Tato, bez względu na wszystko bądź obecny w życiu swojej córki, wspieraj ją i kochaj bezwarunkowo!”

Mój największy sukces w życiu, to mieć zdrową i szczęśliwą córkę :*


14.03.2020 Wspaniały dzień. Moja była partnerka zgodziła się na moje spotkanie z córką, w czasach paniki przed wielką epidemią. Dzień wcześniej mieliśmy krotką rozmowę smsową, a nie ukrywam, byłem już przekonany, że z moją ukochaną Nadią znowu się nie zobaczę, gdyż przez okres ostatnich dwóch miesięcy nie mogliśmy się zobaczyć, bo akurat przypadkiem była w tym okresie chora. Niestety te spotkania mi przepadają, a matka córki nie widzi tego, że dziecko musi mieć kontakt z ojcem. Nie wiem dlaczego ma takie zacofane podejście. Wydaje mi się, że połowa chorób małej jest zmyślona, tylko po to bym nie uczestniczył w życiu dziecka. Myślę, iż jej matka swoje frustracje życiowe, niepowodzenia, czy też jakieś problemy w życiu prywatnym wylewa na mnie uniemożliwiając mi widzenie z córką. Przez to cierpimy oboje i moja córeczka i ja sam, bo te spotkania, przez które wypracowaliśmy sobie wspaniały kontakt, nić porozumienia, wszystko to idzie się jebać. Około dwa i pół miesiąca czasu dla dziecka 3 letniego jest to wielka przepaść.

Wracając do spotkania, wstałem o godzinie 8 rano i czekałem na decyzję matki. Ponieważ Nadia dzień wcześniej miała biegunkę, nie była pewna czy przejdzie małej to w jeden dzień. Uprzedziła mnie, że jak będzie ciężka noc, to zrezygnuje ze spotkania dziecka ze mną. O 9.15 dostałem od niej smsa, że jest chyba wszystko ok ,dziecko zdrowe, mogę przyjechać. Ja już byłem pewien, że spotkanie się nie uda, gdyż wysłałem do niej wcześniej dwa smsy o 8..21 i 8.51, pytając się czy mam się szykować i jak się czuje córka. No ale dobrze, jadę. Trochę się spóźniłem na spotkanie, przez to byłem u niej pod domem o 10.17, a nie o 10.00 jak powinienem. Nadia była już ubrana, przygotowana do wyjazdu, lecz niestety tak, jak się spodziewałem nie chciała iść do mnie, bo za długi okres mnie nie widziała. Mama córki starała się ją jakoś łagodnie przekonać, nie dawało to jednak efektów. Więc wzięła ją na ręce i podała mi, córka oczywiście zaczęła płakać. Ja nie poddając się poszedłem z nią do auta, posadziłem na fotelik i usiadłem obok niej. Trzeba było chwilę z córką porozmawiać. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, dlaczego nie chce jechać, co chciałaby dziś robić itp. Tu przyznam, że kurs rozmów z dziećmi i nauka jak do nich na spokojnie docierać, przynosi często bardzo dobre efekty. Nadia opisała mi, co chciałaby robić i doszliśmy do porozumienia, że jedziemy zobaczyć co robi kotek, który mieszka u mnie na klatce. Ważną kwestią była też lalka, którą zawsze córka kładzie spać, do następnego spotkania, trzeba było więc zobaczyć, czy śpi i czy nie jest głodna. Około 15 minut rozmawialiśmy w aucie pod jej domem, matka oczywiście już zdążyła mi napisać smsa: „ Jak będzie płakać dłużej niż kwadrans, to osobiście uważam, że nie powinna jechać, aby jej nie zniechęcać.” . Naprawdę nie rozumiem tego podejścia. Z dzieckiem trzeba rozmawiać, posłuchać o co chodzi, dlaczego nie chce jechać, przedstawić jej rzeczy, które będzie mogła zrobić itp. .O czym ja tu w ogóle mówię? Często proszę matkę Nadii o inny termin spotkania, jeśli mała jest chora, to niestety okazuje się, że one zawsze mają jakieś inne plany w tym czasie i do takiego spotkania nie może wówczas dojść. Moim zdaniem to ewidentne robienie krzywdy dziecku, ale co ja mogę, ja jestem w oczach matki niechcianym dawcą materiału genetycznego, który po wykonaniu zadania powinien zniknąć.

Może nie jestem idealny, ale staram
się być idealnym dla niej :*

No ale tym razem, po przeprowadzeniu rozmowy, ruszyliśmy do mnie do domu. Jak się później okazało, tego dnia mieliśmy bardzo dużo poważnych tematów do przedyskutowania. Już w samochodzie zaczęła się rozmowa o przedszkolu, że jej się nie podoba. Trochę chciałem ją przekonać, że jednak jest tam fajnie i są dzieci itp. Nadia mi na to odpowiedziała, że wcale nie jest fajnie i inne dzieci też płaczą i że w sumie ona nie chce tam po prostu chodzić. Jak dojechaliśmy do domu, to jej zdanie się jednak zmieniło i okazało się, że jest w sumie fajnie. Przyznam, że w drodze do mnie do domu była smutna i bliska płaczu. Jeszcze przed samym wejściem do mieszkania rozmawialiśmy. Szukaliśmy kotka, ale go nie było. Na szczęście jej humorek po przekroczeniu progu mieszkania, diametralnie się zmienił. Miałem kupione wcześniej dla niej kapcie, które sobie wybrała. Kurczę, kapcie z Myszką Miki… nigdzie nie było jej rozmiaru. Szukałem chyba z miesiąc czasu. Dopiero jak złożyłem zamówienie, ściągnęli mi rozmiar, którego szukałem. Bardzo się Nadii podobały, nagle uśmiech na jej buzi się pojawił. Zaczęliśmy nasz pobyt w domu od zrobienia toaletowych potrzeb i umyciu rączek oczywiście. Nadia od razu poleciała sprawdzić, czy jej lalka „ Klara” śpi i czy nie jest głodna. Ja zająłem się robieniem obiadu. Jej matka twierdziła, że dziecko ma bunt i będzie problem z obiadem, mam się nie przejmować, ale jak nie będzie chciała jeść, powinienem ją odwieść do domu. Ugotowałem makron z sosem i do tego upiekłem pierś z kurczaka. Nadia w tym czasie bawiła się w swoim pokoiku, ja co chwilę do niej przychodziłem w międzyczasie robiąc jedzonko. Z jedzeniem, jednak, nie było problemu. Około 14.00 zaczęliśmy jeść obiad, ja miałem swój talerz, a mała swój. Oczywiście Nadia ma już swoje miejsce do siedzenia koło mnie, przy jedzeniu, które sama sobie wybrała, nigdzie indziej nie chce jeść. Pierwsze jej spojrzenie i widać było, że nie zachwycił jej obiad, ale po spróbowaniu mięsa i sosu do makronu, jakoś poszło. Trochę mięska oczywiście odłożyliśmy dla kotka, którego niestety nie było tego dnia na klatce.

Druga część dnia już prawie na samą zabawę była przeznaczona, zaczynając od tego, że dla córki zbieram zabawki z kinder niespodzianek. Jakieś moje uzależnienie na tą czekoladę chyba mnie opanowało od czasów mojego dzieciństwa 😛 . Miałem 9 zabawek z jajek, oczywiście nie otwarte. Ogólnie, jak ktoś z Was, by też jadł i miał środki jajeczek na zbyciu, przyjmę z chęcią. Widok córci reagującej na tą ilość jajek i tego co może się w nich znajdować, była nie do opisania. Jestem prze szczęśliwy, że przez przypadek, iż lubię tą czekoladę, zrobiłem dziecku tak wielką radość. Wszystkie zabawki były w stylu świątecznym, takie a’la bombki na święta. Rozkładała je i prosiła mnie żebym złożył z powrotem, nie ukrywam, że było przy tym sporo wygłupiania się. Pogoda była super, około 8 stopni na plusie i piękne słońce, aż żal chwytał za serce, że nie możemy iść chociaż na spacer. Mała ponoć, trochę osłabiona, nie zaryzykowałbym przeziębienia dziecka. Znowu dostałbym smsa, albo zostało by zgłoszone pismo do sądu, że dziecko przez spotkanie z ojcem jest przeziębione… . Uszanowałem prośbę matki i do tego ta epidemia… lepiej nie przesadzać. Muszę przyznać, że jestem wdzięczny za spotkanie z córką. Mieliśmy też nasz pierwszy duży sukces, jakim była kupka :). Nadia przy załatwianiu spraw toaletowych zawsze potrzebuje mojego towarzystwa, więc posiedzieliśmy tym razem trochę dłużej, ja w tym czasie czytałem jej książeczkę ze zwierzątkami. Jestem w lekkim szoku po rozmowach z córcią, bo porównując ją z innymi dziećmi, z którymi miałem w ostatnim czasie styczność, jest bardzo mądra i ma sporą wiedzę. Większość zwierzątek podstawowych zna i rozpoznaje bez jakiegokolwiek problemu. Wracając do spraw toaletowych….udało się. Byłem dumny z siebie, jak i z niej. Nie jest tak, jak mówi o mnie matka córki, że nie mam żadnego podejścia do dzieci. Wszyscy moi znajomi to przyznają, że jestem świetnym kompanem do dzieci, a dzieci mnie bardzo lubią. Chyba nigdy nie miałem problemu, ani obaw, jakoś zawsze umiałem odpowiednio się zająć dzieckiem. Życie mnie nauczyło mieć dobre podejście do dzieci i umiejętność porozumiewania się z nimi.

Niestety tego dnia wydarzyło się małe zderzenie ze ścianą, mojego słodziaka, bo tak się nazywamy nawzajem. Często mnie nazywała „Słodziak Damian”, nie nazywa mnie tatą, gdyż matka jej tego nie nauczyła. Pominęła ten etap w życiu dziecka i Nadia nazywa tak partnera mojej ex… . Nie będę się o to kłócił, ja przy niej sam nazywam siebie też Tatą Damianem. Tak, jak mówią na mnie wszyscy w obecności Nadii – „Tata Damian”. No cóż będzie miała dwóch tatusiów. Jaki to ma wpływ na dziecko i jakie to niesie za sobą konsekwencje, to wiedzą tylko psychologowie dziecięcy. Każde dziecko inaczej na to reaguje. Parę razy zdarzyło się Nadii już mnie tak nazwać, ale częściej jednak jest „Słodziak Damian”. Ja jej zawsze powtarzam, że ona jest moim słodziakiem i że ją bardzo mocno kocham. Niestety ja, przy tak bardzo ograniczonym czasie spotkań, jest to zaledwie od 10.00 do 18.00, co dwa tygodnie, mam znikomy wpływ na to jak córka będzie na mnie mówić. Większy wpływ ma na to jej matka, a każdy swoje wnioski odnośnie tego, jak ona postępuje, wyciągnie sam ;). Wracając do wypadku, przy lekkim szaleństwie, mój słodziak nie zauważył narożnika ściany i się uderzyła. Oczywiście pojawił się płacz i mała szybko podbiegała i wskoczyła mi na ręce. Płacz nie trwał, na szczęście długo, nie wołała mamy, ani nikogo, ja jej wystarczyłem. Przyłożyliśmy zimną łyżeczkę. żeby nie bolało, ani by się nie zrobił za duży sinik. Lodem nie chciała, abym przykładał, nawet owiniętego kolorową, wesołą szmatką, ale daliśmy radę. Cieszy mnie to, że ma do mnie takie zaufanie i że ja ją obronię bez względu na to, co się wydarzy. Kiedyś w sklepie, jak staliśmy w kolejce do kasy, wystraszyła się pana, który stał koło nas i tez wskoczyła mi w ramiona. Wtuliła się mocno we mnie, żeby na niego nie patrzeć, albo by on na nią nie spoglądał. Było to dla mnie wyjątkowe uczucie, jakiego nigdy nie zapomnę. Uważam, że kontakt mamy coraz lepszy, gdyby tylko jej matka zmieniła podejście do mnie i nie grała dzieckiem przeciwko mnie, świat byłby o niebo łatwiejszy.

Powrót do domu. Około godziny 17.00 zaczęliśmy się powoli zbierać do wyjazdu, bo mieszkam około 30 min. jazdy samochodem od jej domu. Ale trzeba było się ubrać itp. Nie było z tym łatwo, bo jak na samym początku nie chciała iść do mnie do domu, tak teraz nie chciała wracać do mamy. Był płacz chowanie si i, nie chciała się ubrać. Musieliśmy znów przedyskutować problem, że trzeba się zbierać do wyjazdu, bo nasz czas się skończył i że niedługo znowu się zobaczymy. Hehe, pytała czy jutro, jutro ? Ja jej wytłumaczyłem, że za jakiś czas. Mało to zmieniło, płacz był nadal i wtulanie się we mnie w rękaw. Nigdy mnie tak mocno nie przytulała i powtarzała ciągle: „ Ja nie chcę”. Zdaję sobie sprawę z tego,że dzieci żyją tym, co jest teraz i takie mają odczucia i jest to całkowicie normalne, że raz nie chce do mnie, a drugim razem nie chce wyjeżdżać ode mnie. Jednak było to dla mnie bardzo ciężkie doświadczenie. Obiecałem jej, że mama ma dla niej na pewno coś dobrego. Mała zapytała, czy kinder niespodziankę, to jej powiedziałem, że tak. Napisałem wtedy smsa matce z zapytaniem, czy ma w domu kinder niespodziankę. Ona mi odpisała: „Nie, Nadia ma ograniczone słodycze do minimum! Nie faszeruj jej czekoladą mimo, że prosi (a prosi nom stop i wymusza płaczem.” Nie ukrywam, że zdziwiło mnie to, bo dosłownie słodycze ode mnie dostała zaledwie parę razy w życiu. Matka wie, że nie faszeruje dziecka słodyczami, tu chodziło zupełnie o coś innego. Napisałem jej w odpowiedzi, że to tylko po to, żeby się ubrała i weszła do auta i chciała wrócić w ogóle do domu. Nie będę się szarpał z ukochanym dzieckiem, które mnie nie widziało prawie 3 miesiące. Nie będę sobie sam strzelał w kolano. Kiedyś jej mówiłem już, że mam zbyt mało czasu, aby Nadię wychowywać i nie będę tego robił widząc małą raz na 3 miesiące. Odpisała mi: „Słuchaj, nie ucz dziecka że może robić cyrk z ubieraniem jak ma czekoladę. Zadzwoń i daj mi ją do tel.” . My już byliśmy w samochodzie i wracaliśmy. Moje pytanie było tylko po to, by dotrzymać słowa dziecku i by to jajko tam na nią czekało. Pytałem ,czy ma w domu, a nie czy da czy nie. Postanowiłem tak zrobić, jak zrobiłem i nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Podjechałem na szybko do „Żabki’ i kupiłem kinder jajko, żeby dać matce, by córka widziała, że mówiłem prawdę i nie poczuła się oszukana.

Droga powrotna z moim skarbem :*

Droga powrotna była trudna, córka mi zasypiała, rozmawialiśmy, starałem się jej puszczać muzykę, którą lubię, śpiewałem, stawałem na głowie, by nie zasnęła. Przed wjazdem do miasta jej zamieszkania, straciłem kontakt z nią, zasnęła 🙂 W tym momencie się poddałem, 5 minut nikogo nie zbawi. Dojechaliśmy, delikatnie rozbudziłem Nadię, ubrałem, była lekko spocona jak to, po spaniu, więc szybko ją opatuliłem, mocno wtuliłem w siebie i zaniosłem mamie do domu. Na wejściu opisałem jaki wypadek się wydarzył i że oblizywała sobie wargi i wyskoczyło jej odparzenie pod wargą. Posmarowałem taką szminką dla dzieci małych, by trochę zmniejszyć ból i żeby skóra nie miała mikro pęknięć. No i dowiedziałem się, że bardzo źle zrobiłem, bo Nadia ma opryszczkę… Już nie wnikałem, tylko mówiłem, że na dole to nie to, tylko odparzenie od oblizywania wargi, i że ma popękane. Spojrzała i spytała się co się stało, mówię że oblizuje się i dlatego tak to wygląda, więcej nic, ona na to nic nie nie powiedziała. Spytała jeszcze, z takim wkurzeniem: „ To wszystko ???” Ja mówię: „ Chwila, jeszcze plecak małej został w aucie.” Poszedłem po niego, gdy wróciłem ona już rozbierała małą, a ona przypomniała sobie o tym jajku i spytała mamy, czy dostanie. Matka zapytała uniesionym głosem, czy ja jej powiedziałem, że dostanie ,dlatego się pyta, czy co ?? Nie wiem, czy ja smsa pisałem do kogoś innego, czy ona prostych zdań nie rozumie. Mowie, że tak i dałem matce tą kinder niespodziankę dla dziecka. Ona wzięła dziecko na ręce i zaczęła wykrzykiwać: „ Nie wolno jej dawać słodyczy, i że nie umiem się zajmować dziećmi i nie mam do nich żadnego podejścia itp.” Już nie chciałem się kłócić, widziałem przestraszoną córkę na jej rękach, która dosłownie nie wiedziała, o co tutaj chodzi i dlaczego matka krzyczy na mnie. Było mi bardzo przykro, bo to normalnie patologiczna sytuacja. Dziecko to widzi i rozumie po swojemu, że osoba, z którą mieszka i ma lepszy z dzieckiem kontakt i wpływ na nią, nagle drze się na faceta, który raz na jakiś czas przyjeżdża, i miło spędza z nią czas. Jest to niewychowawcze, w ogóle niepotrzebne nikomu. Niestety matka pokazała swoje prawdziwe oblicze osoby, nie odpowiedzialnej, łatwo wyprowadzającej się z równowagi. Ja powiedziałem tylko odwracając się i oddalając w stronę auta: „ Dobra, ok ok ok ok…” Tak naprawdę ma szczęście, że miała córkę na rękach, bo wiele słów mi się na usta cisnęło, których lepiej, żeby mała nie słyszała, a które zatrzymałem w sobie. Nie będę jej wyrzygiwał jak to na początku wyglądało, że nawet nie umiała dziecka z wózka wyciągnąć. Prosiłem ją kiedyś, bardzo dawno temu, by nauczyła mnie opiekować się córką, byśmy stworzyli szczęśliwą rodzinę. To było dawno, każdy z nas wybrał swój los po swojemu, ja próbowałem, chciałem zacząć życie na nowo. Proponowałem wspólne życie, żebyśmy zamieszkali razem, by pokazała mi jak to jest, być ojcem. Moje marzenie od 18 roku życia. Kiedy pierwszy raz myślałem, że będę tatą, a jedyną osobą jaka zna tą historię, jest właśnie ona. No niestety, życie potoczyło się inaczej. Trzeba z tym żyć i ona, i ja wiemy o tym, że ja będę walczył do śmierci o moją Nadię. Nie bez powodu ma na imię Nadia, czyli „nadzieja” . Ja to rozumiem jako nadzieję na lepsze jutro, na lepszy czas. No nie sądzę, że jej matka spodziewała się, że tak będę walczył o córkę, i że tak bardzo się w niej zakocham. Sama zaproponowała mi kiedyś, żebym zrzekł się córki, na rzecz jej partnera. To był chyba największy pocisk, jakim mogła mnie ugodzić. Nigdy bym tego nie zrobił, to moja córka, przypomina mi mnie samego na każdym kroku. Jej na pewno też, chyba że to stara się wyprzeć na maxa z głowy. A teraz widzę to tak, że wylewa na mnie całą swoją frustrację, niepowodzenia życiowe i wile innych rzeczy. Musi być bardzo smutną osobą, a ja zrobiłem się dla niej tarczą, w która można to wszystko wystrzelić i czerpać z tego patologiczne szczęście. Wierzę, że może jej to pomagać w życiu, mogę być tą tarczą, ale niech choć pomoże mi i Nadii w rozwijaniu naszego kontaktu, a nie przeszkadza nam w tym. Nasze losy i nasz związek nigdy nie były łatwe. To wszystko opiszę w innym dziale, ale zrobię to po kolei, od samego początku. Spytacie może: „Dla kogo to robię ??” Dla siebie i dla Nadii. Chcę wykupić tu domenę na wiele lat. Za 10 lat się zatrze to wszystko, co się dzisiaj dzieje i już nie umiałbym tego z taką dokładnością opisać, a chciałbym kiedyś córce umieć wytłumaczyć jak to wyglądało, dlaczego mama i tata nie są z sobą razem. Jej matka kiedyś mi powiedziała, że ma tego świadomość, że będzie musiała to jej wytłumaczyć i da sobie z tym radę, mam się nie przejmować. Ja sam bardzo ją cenię jako kobietę i uczucie jakieś do niej zawsze zostanie we mnie. Urodziła mi wspaniałą córkę i za to będę jej wdzięczny do końca życia i darzę ją przez to wielkim uczuciem. Niestety są też rzeczy, których nie da się wybaczyć tak łatwo… cdn do kolejnego spotkania z moim skarbem :*

Tags: No tags

Comments are closed.